Wywiad z Ryszardem Kowalewskim. Malarzem gór – alpinistą, himalaistą.

Wywiad przeprowadziła Michalina Chojnacka.

M: Czy pochodzi Pan z artystycznej rodziny? Czy może malowanie „portretów”, gór wynika z Pana fascynacji naturą?

R: To bardzo ciekawe pytanie, jeszcze nigdy nie zadano mi takiego pytania. Nie pochodzę z rodziny artystycznej, albo o tym nie wiem. Urodziłem się w czasie drugiej wojny światowej w 1943 roku. Nie chcę mówić o swoim dzieciństwie, bo było ono trudne. Wychowywałem się w domu dziecka. Praktycznie nie miałem rodziny, nie otrzymałem rodzinnego wychowania. Zawsze ciągnęło mnie do sztuk pięknych. Z domu dziecka pojechałem zdawać na studia do Warszawy, ale już tam brałem udział w przedstawieniach, śpiewałem w chórze, zajęliśmy nawet 4 miejsce w Polsce! Malowałem, wysyłałem swoje prace na konkursy.

M: Maluje Pan głównie góry i z pewnością jest to Pana ulubiona tematyka, ale czy lubi Pan malować coś jeszcze? Albo lubił na studiach?

R: Na studiach malowałem nie tylko góry, ale ponieważ zetknąłem się z górami w takim już dojrzałym psychicznie wieku, w wieku, czyli 21 lat, to jak je zobaczyłem, one mnie zatrzymały w takim uścisku i z tego uścisku już się nigdy nie uwolnię. Zacząłem też obracać się wśród “ludzi gór”. Wtedy w góry jeździła, (no źle to brzmi), ale młoda inteligencja, studenci szkół wyższych, bardzo ciekawe osobistości. Choć nie lubię tego słowa, byli to celebryci. I ten świat też mnie jakoś objął i zacząłem te góry malować. A na studniach malowałem różne rzeczy. Kiedyś na akademii studiowało się 6 lat, to był cały proces, trzeba było malować martwe natury, akty. A teraz wypuszczają moim zdaniem nieuków, powiem dosadnie, ludzi w pewnym stopniu zboczonych. Czuję się tym niezwykle urażony. Ostatnio oglądałem taką wystawę, jedna z absolwentek ukazuje proces miesiączkowania, ukazuje to na 40 okręgach, jakieś wstążeczki. Dla niej to jest sztuka. Jaka to jest sztuka? Dla mnie sztuka to są rzeczy piękne. Ja tej sztuki nie rozumiem. Był u was Stasio Baj, którego przedstawiałem do nagrody Kacha Ostrowskiego (p.r. nagroda przyznawana za wybitne osiągnięcia w dziedzinie malarstwa), którą otrzymał. Tacy ludzie to wielcy malarze, artyści. Bliscy natury. On jest profesorem akademii sztuk pięknych i wychowuje wielu artystów.

M: Z jakiej techniki Pan głównie korzysta?

R: To są wszystko akryle. Jest parę obrazów olejnych, ale one wymagają czasu, a ja go już nie mam. Skończyłem 80 lat, nie wiem ile pożyję, a chcę jeszcze tyle namalować… Im bardziej w las, tym więcej drzew. Wiem, ile mam jeszcze do zrobienia, chciałbym jeszcze parę gór namalować. Zapytał mnie wczoraj (p.r. na wernisażu) taki pan, czy ja maluję morze. Morze to jest taki piękny żywioł, wspaniały, musiałbym w to wejść, mierzyć się z tym morzem. Zatopić się w nim. Miałem taką ciekawą wystawę w Gdańsku “Dwa żywioły: morze i góry. Morze malował Baranowski, syn słynnego marynisty Baranowskiego. I to fajnie wyglądało, ja pokazywałem żywioł górski, a on morski. On żył tym morzem, a ja żyję górami.

M: Maluje Pan na podstawie zdjęć, wspomnień, pamięci?

R: Ja to łączę. Chcę namalować 50 najpiękniejszych szczytów. To sobie założyłem i chcę ten cel spełnić. Pracowałem w wielu miejscach, jak to mówią z wielu pieców chleb jadłem. Pracowałem na uczelni w Gdańsku, na zamku w Malborku i tak wypracowałem sobie emeryturę. Nie narzekam, jestem spełnionym człowiekiem, zobaczyłem kawał świata, byłem na różnych szczytach, zostawiłem ślad w tej “literaturze górskiej”, bo mam pierwsze wejścia na siedmiotysięczne dziewicze szczyty. I mam piękne dwie wnuczki. Dokładam sobie do tej emerytury od czasu do czasu, sprzedaję niektóre obrazy. Ceny oczywiście są różne, zależą nie tylko od rozmiaru czy takich czysto technicznych aspektów, ale również mojego przywiązania i sentymentu.

M: Jak wchodzi się na salę wystawową widać tą jedność obrazów.

R: Tak, zostały one tutaj dobrze wyeksponowanie. Góry lubią przestrzeń, lubią powietrze, wtedy najlepiej wyglądają.

M: Wie Pan ile obrazów Pan namalował? R: Parę setek jest, samego Mnicha to malowałem ze 150 razy. M: A czy maluje Pan na zamówienie? Powiedzmy, ktoś przychodzi i mówi “Taki sam, poproszę”.

R: Robiłem tak parę razy, robiłem kopię. Ona oczywiście nie jest taka sama, różni się. Na początku nawet myślałem, że jest lepsza niż oryginał ale później stwierdziłem, że jednak nie, że oryginał jest lepszy. M: Jak wygląda proces tworzenia obrazu? R: Jadę o godzinie 20.00 do pracowni, zrobię sobie herbatkę, przygotuję się, przygotuję farby, ustawiam sztalugę. No i wtedy zaczynam malowanie. Do 1.00, 2.00 maluję i wtedy wracam do domu.

M: Najpierw powstaje szkic?

R: Nie, ja mam notatki górskie, które zrobiłem podczas wypraw, co zawdzięczam mojej silnej woli (śmiech). Robiłem dokumentację zdjęciową, czarno-białe zdjęcia. Chciałbym pokazać jeszcze te moje góry w takich niektórych miejscach. W Pile między innymi chciałem pokazać, bo tu żyją teściowie mojego syna.

M: Niestety musimy już kończyć, bardzo dziękuję za interesujący wywiad. Życzę spełnienia Pańskich planów i dużo zdrowia.